List...
(usiadla, wyciaglela kartke... zaczela pisac kolejny list... ten mial byc inny... gdy wracala do domu ze spaceru ulozyla sobie plan jak bedzie wygladal list... lecz jak zawsze nie dotrwala w tym postanowieniu zmienila zdanie)
Witaj Kimkolwiek jestes...
...bo pozbawiam Cie przynajmniej na chwile miana Nieznajomego...
Nie jestes juz nim dla mnie. Nie mozesz... Czytajac w moich myslach nie mozesz nazywac sie tak... gdy ja przewiduje twoje ruchy nie mozesz nazywac sie tak...
a pozatym moje marzenia... one w moich oczach byc moze buduja Twoj wizerunek i nawet jesli nie jestes taki jakim Cie widze to i tak pisze ten list do kogos kogo widze, nawet jesli moje oczy klamia! Ale tak w glebi duszy wiem ze klamia... wtedy stokrotki zaczynaja usychac... tak jak teraz... popatrz a deszc moczy ta kartke...
To mial byc dlugi list... z jakims przeslaniem... reszta miala byc jak zawsze... i tym razem chcialam zostawic Ci stokrotke... ale nie potrafie... nie potrafie nawet tego wyslac... teraz zaczelam pisac bo boje sie skonczyc... boje sie ze bede musiala wyslac ten list... boje sie ze wiatr, deszc, piorun, ogien... lub cokolwiek innego nie zniszcy go...
Nie podpisze sie bo to nie ja... to chyba deszc pisal ten list...
(nie wlazyla go do koperty jak zazwyczaj, nie polozyla go na stole tam gdzie zawsze. poczekala az deszc zmyje litery... usmiechnela sie smutno i zniszczyla list... bo wiedziala ze to tylko deszcz...
Kochala jednak cieply deszc , nie miala mu nic za zle...
Wyszla powoli razem z koncem deszczu)