• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Inna wersja swiata

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 31 01 02 03

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Bez kategorii
    • Kreskuffca

Archiwum

  • Sierpień 2016
  • Kwiecień 2009
  • Luty 2009
  • Grudzień 2008
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Styczeń 2008
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003

Najnowsze wpisy, strona 30

< 1 2 ... 29 30 31 32 33 ... 56 57 >

"Malenka tajemnica bycia w ciszy lub po prostu...

!!COMA!!

Jest to wedlog mnie jeden z najlepszych polskich zespolow. W ubieglym roku wielokrotnie nagrodzono zespol i wokaliste, uznano ten zespol nadzieja POLSKIEGO ROCKA!!! (heh... ale sie wczulam) Oglaszam marzec miesiacem COMY!!!

Sklad:

Dominika Witczaka (gitara)
Tomasza Stasiaka (perkusja)
Rafała Matuszaka (bas)
Marcin Kobza (gitara)
Piotr Rogucki (wokal)


Rok zalozenia:

1998 rok (czerwiec)


Historia:

Niestety umieszczenie linku z historia ktora w bardzo ciekawy ( i w mometach krwawy) sposob jest opisana jest nie realne... wiec zapraszam tylko na oficjalna strone... chyba jestescie w stanie znalesc tam przycisk opisany jako "zespol" :P


Oficjalna stronka:

COMA


Inne stronki:

C
O
M
A

Plyty:



Pierwsze wyjscie z mroku

Moja ulubiona piosenka/i:

(Meczylam sie strasznie z wybraniem piosenek. To straszne wybrac cos co z dnia na dzien, z humorku na humorek sie zmienia. Ja jestem zmienna... wiec wielkim wyrzeczeniem bylo obycie sie tutaj bez piosenek: "Ocalenie", "Pierwsze wyjscie z mroku" czy tez "Zbyszek" ... ale zdecydowalam sie w koncu tu umiescic nastepujace piosenki...)

Leszek Zukowski, Pasazer, Sierpien


Lista waszych ulubionych piosenek:
(Tym razem prosze glosowac tylko na 3 piosenki poniewaz Coma jest stosunkowo mlodym zespolem i nie ma takiego repertuaru jak np Metallica)

1. Pasazer... 28p

2. Pierwsze wyjscie z mroku... 20p

3. Leszek Zukowski... 18p

4. Zbyszek... 11p 

 5. Sierpien... 6p



Relacja z koncertu:

"Ja tancze, a niebo, niebo gra, ja spiewam prze-niebieski czas" Wiem ze zaczynajac opowiesc od bisu robie to malo chronologicznie, ale nie moge zaczac inaczej. Bardzo dlugo zespol kazal na siebie czekac. Moje gardlo zdarlo sie calkowicie po krzyczeniu "PA-SA-ZER-PA-SA-ZER!!!" i ewentyalnie "CO-MA-CO-MA!!!" Ale nie zaluje. Za tego "Pasazeta" bylo warto. Koncert ma w sobie to ze wszystko sie poteguje, krzyk, dzwiek, glosnosc, tlok (przed komputerem sluchajac muzyki ma sie duuuzo wiecej miejsca) ilosc sluchaczy... i przynajmniej we mnie emocje i uczucia. Niedawno Stwierdzilam ze Coma nie doluje. Mylilam sie. Trzykrotnie na ogarnol mnie smutek. Zastanawiaalm sie czy nie zaczac plakac. Co prawda oczy mi juz wczesniej lzawily od dymu papierosowego... ale nie wnikajmy w szczegoly. Zespol... Piotrek R. (Wokalista) Slicznie mowil o zyciu... Mowil (ujme to jako) harmonijnie z tekstami piosenek. Natomiast w czasie koncertu zachowywal sie... ekscentrycznie, nieokielznanie i lekko schizofrenicznie. Jednak sadze ze to byla tylko taka oprawa koncertu. Gitarzysci i basista byli bardzo dobrze... Nie widze jednak sensu specjalnie sie rozwodzic na ten temat bo wiele na tym swiecie jest genialnych muzykow tak  grajacych. nie chce absolutnie nic im ujmowac. Poprostu nad gitarzystami wiele osob sie zachyca wiec ja juz nie musze bo i tak wiadomo ze sa wielcy. Moja uwage chce za to zwrocic na Tomasza S. ktory jest perkusista. Tak jak zagral (nazwe to) solowke w Zbyszku... nie bylam jedyna osoba ktora stala z otwarta buzia... Naprawde to bylo cos. To jest niepodwazalny argumet koncertow. Zadko sie zdarza aby biosenki nagrane w studio mialy takie wstawki samej perkusi... jeszcze w takim efektownym wykonaniu. Juz powoli zaczne konczyc przynudzac... jeszcze tylko atmosfera... Byla genialna, tak jak na dobry, a nawet bardzo dobry koncert przystalo. Nawet Tatusiowie "malych dziewczynek" ktore byly bohaterkami apelu pod tytulem "nie zgniedzcie" lekko podskakiwali na "Skaczemy"... A wiec ktorko mowiac ZALUJCIE ze was tam nie bylo i widzimy sie na najblizszym koncercie Comy ktory bedzie w okolicach gliwic!!!


Wasze sugestie:

01 marca 2005   Komentarze (8)

Czy to aby nie jest juz za dlugie?

-=Elen26=- ....Neri10....


-Tar! Ja jej nie umiem znalezc! Gdzie ona jest? Pomoz mi jej szukac! Wiem ze "umarla", ale nie wiem gdzie jest! Wiedzialabym gdyby poszla do piekla! Gdzie ona jest?!?
-Zapewne gdzies miedzy Niebem, Pieklem a, Ziemia... moze Krawedz lub inna pustka miedzy swiatami. Nie wiem Elen... Skad moge wiedziec? Za bardzo sie angazujesz, powinnas sobie podarowac ta historie...
-He?! Jak mozesz tak mowic?! Jestes okropny! Jak moge zostawic duszy, ktora potrzebuje pomocy? Ty bys ja zostawil na moim miejscu?
-Ja, Elen, nigdy bym sie w takie cos nie mieszal. Znam swoje sily i potrafie je oszacowac. Nie lubie pakowac sie w bagno z ktorego nie widze wyjscia...-Zobaczyl okropny grymas na jej twarzy wiec tylko dodal- ...Ale masz racje, nie mozesz jej teraz zostawic...
-Pomoz mi Tarun...
-Nie potrafie, nie umiem, chyba nawet nie chce...- Widzial jak na jej usta cisna sie jakies slowa, krzyki, przeklenstwa, jednak opanowala sie. Byla silniejsza, madrzejsza od nieg. On by nie wytrzymal na jej miejscu. Zaczolby krzyczec. Ona jednak z wyzszoscia stala przed nim aby mu uswiadomic jak nim teraz gardzi, co sie zreszta jej udalo. Pokonala Go. Kiedys myslal o niej jak o malej dziewczynce, o dziecku ktoremu trzena pokazac niebo i nauczyc wszystkiego... Nie minelo duzo czasu od kiedy tak myslal. Jeszcze kilka senkund temu byla jego mala Elen. Teraz zdawal sobie sprawe ze To ona wie lepiej, ze to on powinien sie od niej uczyc... i to nie powinno stac sie nagle, wczoraj czy dzisiaj. Wiedzial ze jej dobre, tkliwe serce bylo wiecej warte od niego  z a w s z e  i ze od  z a w s z e  powinien to dostrzegac.
Nie bylo juz jej, stracil ja. Zly na siebie zaczol isc za nia. Co prawda nie widzial juz jej lecz wiedzial gdzie poszla.

Zadko wychodzil ze swojego nieba. To zazwyczaj ona przychodzila do niego. To  dla Niej zmienil caly wystroj swojego nieba. Nie przypominala ona juz krypty meczennika. Byla milym zacienionym domkiem wybudowanym w lesie. Puszcza juz nie byla starym siedliskiem ciemnosci, ktory pochlanial kazde swiatlo i zycie jakie zjawilo sie w poblizu. Odrodzila sie. Na sciezki padaly smugi swiatla, drzewa pozielenialy, wyrosla mala trawa, paprocie i troche mchu. Byl to juz normalny cienisty las, w ktorym byla normalna cienista chatka.
Wiekszosc Aniolow teleportowaloby sie z nieba do nieba gdyby chcialo szybko sie przemiescic z kawala nieba do innego. Jednak bal sie ze Oni nie ze chca Go wpuscic. To sklonilo Go aby isc. Wyszedl na zewnatrz. Dalej meczyl Go jej wyraz twarzy... ta pogarda, zlosc. Nie mogl zrozumiec jak mogl jej czegokolwiek odmowic. Poczul sie podle. Spojrzal na scieszke prowadzaca na zewnatrz jego kawalka nieba. Byla oswietlona popoludniwym sloncem. Z drzew spadaly zlote i czerwone liscie.
Zirytowal go ten widok. Wiedzial ze nie wroci do roli cierpiennika jaka przyjol po stracie Narayan... ale moze stac sie kims mrocznym... wkoncu to bylo niebo, szablony, stereotypy nie mialy teoretycznie tu prawa bytu jelsi on tego nie chcial. Wiec dlaczego mialby sie pozbawiac czerni, ciemnosci i mroku. Czy one sa zle? Machnol kolejny raz reka. Pogota w ciagly paru sekund zmienila sie. Slonce zasnuly ciemne chmury, z ktorych posypal sie deszcz i lekki grad. Wrocil sie do domu. Tam znalazl stary, czarny plaszcz. Caly nim sie okryl. Wychodzac z domu spowrotem na sciezke zobaczyl jakiegos szarego ptaka panicznie szukajacego schronienia sie przed gradem, deszczem i zimnem. Przywolal go. Ten zmuszony posluchac, podlecial i usiadl mu na ramieniu.
- Kim chcesz zostac moj... czarny przyjacielu? Bo od tej pory bedziesz mrokiem tak jak ja. Nadaj sobie tylko imie. - Czarny jastrzab krzynol i wbil pazury w jego ramie. Tur byl gotowy isc z nienaturalnie opierzonym drapieznikiem.
- Moj nowy przyjacielu -spojrzal na jastrzebia- dlaczego tak sie zienilem, dlaczego zmienilem swoj swiat? Czy to schizofremia? Zamilowanie do zmiany i sztuki? Czy bawie sie w swoj wlasny, dramatyczny teatr? Czy kazda Nowa mysl musi byc jeszcze inna zmiana uczczona? Czy za kazdym razem jak cos przelamuje sie lub lamie w sercu, trzeba przelamac lub zlamac swoj swiat, wyglad, otoczenie? Nie mam czasu myslec o tym. Musze isc do Elen... i Ty pojdziesz ze mna.- Niespiesznie ruszyl do przodu. Myslal ze jastrzab wtedy zejdzie z jego ramienia. Jednak ten dalej z powaga byl przy nim.

24 lutego 2005   Komentarze (6)

Nawet kawalek nieba nie da nam tego co druga...


-=Elen26=- ....Neri10....

"Czulam sie podle. Czulam sie jakbym skazala siebie na wieczny bol i cierpienie. Teraz jak o tym mysle, stwierdzam ze tak w istocie bylo. Raniac Lithnara, zmuszajac Go do odejscia ode mnie, porzucenia mnie, skazywalam siebie na samotnosc. Samotnosc jest cierpieniem i bolem. Czasami mowi sie ze szuka sie samotnosci, czasami mowi sie, ze ma sie dosc swiata, ludzi, aniolow, czasami chce sie pobyc tylko sam ze soba. Lecz to nie jest prawdziwa samotnosc. Idac na spacer sam ze soba zabierasz cos jeszcze. Zabierasz mysli, wspomnienia, marzenia, siebie. A tam gdzie bylam nie mialam nic procz Lithnara. Sama nie bylam zdolna do korzystania z siebie. Znienawidzilam sie i wyrzeklam sie siebie. Chcialam sie zmienic. Lecz wylewajac stara moja osobowosc przesiaknieta zalem, zloscia, pogarda ktora wynioslam z pobytu na ziemi i krawedza zostalam pusta. Trzeba bylo mnie napelnic czyms nowym. Jednak naczynie nie napelni sie samo. Jedyne co we mnie wtedy bylo to smutek i poczucie winy. Nie jest to najslodszy sok jaki mozna wlac do szklanki i wypic. Jest gorzki, palacy, staje w gardle i drazni je. Przy tym ksztusimy sie... wymiotujemy... Tak mniej wiecej wygladala moja samotnosc... -Samotnosc przez wielkie "S", Samotnosc w nicosci.

I nagle swiatlo, rozblysk nadzieja, wspomnienie. Maly zolty cud ktory wysmialam i ktorym wzgardzilam przez jego infantylkosc i lukrowosc. I wtedy... gdy pozarlam go wszystkimi zmyslami jego proste pietko oslodzilo mi gorzki smak samotnosci i zapragnelam wiecej. chcialam wyzbyc sie do konca gorzkiego smutku, winy, bolu i napelnic go chocby najslodszym smakiem niebios. Wiedzialam co zorbic. Jakim cudem? Sadze ze ten motyli kawalek nieba, ktory wtedy do mnie przylecil, wpoil mi to. Jak? Nie wiem... do teraz nie rozumiem systemu nieba.

Wstalam szybko. Zawolalam prawdziwym imieniem motylka. Balam sie strasznie ze nie przyleci. Jednak On usiadl mi na chwile na rece. Ranosc, nadzieja i wielka nieogarnieta wdziecznosc. Potem wzbil sie w nicosc. Przebilaj sie przez niegrawitacje grawitacji. Do teraz nie wiem jak to jest. W niebie samemu buduje sie grawitacje lub jej brak. A tam? W Polowie? W Polowie nie ma ani grawitacji ani niegrawitacji. Czasami mialam wrazenie ze motyl spada do gory. Pobieglam za nim. Chwilami go wyprzedzalam. Wiedzialam gdzie i po co mnie prowadzi. Do teraz nie zapomne tego widoku. Siedzial i czekal na mnie. Lekko zdziwil sie tym ze tak rozpaczliwie bieglam... Na jego twarzy taki szybki grymas. Dlazcego szybki? Bo rzucilam sie mu na szyje. Chyba nawet nie przeprosilam. Zaczelam sie tulic. Calowac jego twarz, a raczej grymasy zdziwienia, lekiego udawanego oburzenia, ze nie przeprosilam go za to cale cierpienia jakie na niego zrzucilam, grymas zaskoczenia, strachu i radosci... sadze teraz ze swego rodzaju upojenia. Wiem ze tez poczul ulge. Potem przytulil mnie tak mocno.
Nie kochal mnie. Ja nie kochalam Jego. A raczej nie byla to taka milosc miedzy kobieta i mezczyzna. Moja milosc byla wiernoscia, wdziecznoscia, oddaniem holdu czlowiekowi, przywiazaniem i poczuciem tego ze jestem mu wiele winna. Nie bylo w samej milosci nic z pozadania, podziwu, zachwytu. Moje uczucia do Litha od tej pory kilkakrotnie w rozny sposob ewoluowaly bo minelo wiele czasu... jednak mowmy o przeszlosci.... Jak On mnie kochal? Nie wiem dokladnie. Sadze jednak ze to bylo cos podobnego. Byla to milosc z poczucia obowiazku. Byla to opieka, poczucie ze milosc nalezy odwzajemnic, radosc z konca samotnosci... jednak zadne niebo w pudelku nie daje nam tego co druga dusza w ktora mozna sie wtopic i wlac..."

18 lutego 2005   Komentarze (6)
< 1 2 ... 29 30 31 32 33 ... 56 57 >
Palurien | Blogi