nie...doszło
Dawno, dawno temu umierał pewien starzec. Przeżył życie szczęśliwie. Miał kochającą żonę, trójkę dzieci, nigdy nie doskwierał mu głód, zawsze miał dach nad głową i oddanych mu przyjaciół. Zawsze robił to co lubił. Również śmierć przyszła w idealnym momencie. Był już spełniony, pogodzony i pożegnany ze wszystkimi. Życie zaczęło go nudzić i męczyć. I właśnie w dniu kiedy stwierdził, że jest już gotowy odejść do drzwi jego domu zapukała śmierć.
Starzec uśmiechnął się, zaprosił wytworną damę do środka i zaproponował kawę i resztkę sernika, którego dostał od wnuczki dwa dni temu. Śmierć z radością przyjęła zaproszenie gdyż miała chwile czasu. Przyszła wcześniej gdyż znała starca z gościnności i po ciuchu liczyła na ten poczęstunek. Spędzili razem miłe, ostatnie chwile życia starca. Gdy nadeszła pora na odejście starzec wziął wiecznie młodą pannę Śmierć pod rękę i wyszli.
Gdy starzec dostał się do nieba spotkał wiele starych znajomych. Wszyscy wydawali się rozpromienieni szczęściem. On sam jednak nie umiał tego zrozumieć. Był zadowolony z tego iż trafił do nieba. Było mu tu dobrze ale nie lepiej niż na Ziemi. Natomiast reszta społeczności niebieskiej wydawała się rozanielona. Starzec nigdy nie spotkał tak szczęśliwych ludzi. Zaciekawiło Go to ogromnie. Postanowił zapytać o to najszczęśliwszą z tych wszystkich osób. Podszedł do małej dziewczynki i zapytał się jej kim jest. Ona odpowiedziała mu, że jest byłą sierotą. Kolejna osoba była byłym żołnierzem, następna matką, której dziecko chorowało za życia. Wszyscy wydawali się dotknięci przez życie.
Tylko mu Bóg oszczędził jakichkolwiek cierpień na Ziemi. To był powód tego iż nie potrafił być rozanielony. Jednak Bóg nie oszczędził mu próby. To była jego próba wiary....