Maly rudy kociak naprawde umie leczyc...
Elen42 - Neri26
- My nic o sobie nie wiemy... Nie wiemy co mamy zrobic. Neri szukaja pewne anioly... Przynajmniej taka mamy nadzieje. Przed smiercia zajela sie nia jakas anielica i obiecala pomoc. Czekamy az do nas dotrze. Moze i mi pomoze.
- Nie przejmuj sie Kib, tym, ze tu jestesmy. Nie przyszlismy prosic o pomoc. Chyba sami musimy sie uratowac. Ty zajmij sie swoimi obowiazkami... Dlaczego jej nie pomozesz? Dlaczego nie dasz jej misia?! - z wrzutem, a wrecz agresja Neri zwrocila sie do Anielicy.
- Nie moge. Tu sa zabezpieczenia. Aniol nie moze dotknac pacjenta ani jego mieszkania. My jestesmy slowem i dusza przy nich. Nie mozemy uzywac dotyku... Ich czesto dotyk boli. A ich mieszkania nie mozemy zmieniac, to byloby nie naturalne. W naszej klinice chodzi o to aby pacjent sam sie wyleczyl, a nie o to aby Anioly i Aniolowe zmieniali sztucznie wystroj mieszkan. Jesli pacjnt poprosi nas o konkretna pomoc mozemy dopiero wtedy jej udzielic. Jesli nie bedziemy ostrozni i narzucimy sie z czyms, moze dana osobe jeszcze bardziej skrzywic. Dlatego Stworzono tu system ktory sprawia, ze aniol moze tyle na ile dany pasjent pozwala. Gdyby ona zechcialaby mojej pomocy to moglabym podejsc przytulic, a moze nawet podac jej misia. Jednak to jest duzo bardziej skomplikowane... Ona nie ufa nikomu bo nawet nie wie ze zaufanie istnieje. Nie kocha, bo nigdy nikt jej nie kochal. Kiedys widziala milosc, jak ktos sie tulil, opiekowal kims innym. Ona chcialaby tez miec kogos przytulic. Chcialaby aby ktos dal jej z miloscia tego misa. - Anielica juz od dawna widziala lzy na oczach dziewczyny, ktora przed chwila byla gotowa ja pobic za to ze nie pomagala tej malej cierpiacej dziewczynce. Jej samej lzy zaczynaly plynac po policzku... Klnela sie w duchu ze jest za slaba na taka prace. - ... Chce pokochac i byc kochana, chce miec to wszystko co mialy inne dzieci. Nie wiem czemu ona nie chce mnie wpuscic. Bardzo duzo czasu jej juz poswiecilam. Choc troche kazdy przelamalby sie, a ona. Nie wiem czemu. A przeciesz ona nie chce duzo... Ona pragnie normalnego dziecinstwa, zwyklej milosci jaka ja powinni bliscy obdarzyc. Nie chce duzo. Ja jestem dac jej wiecej, a ona mnie nie wpuszcza... Co robisz? Neri ale Ty nie... Neri? - Anielica patrzyla na cala sytuacje zdumiona. Smiertelna na jej oczach chciala podejsc do dziewczynki. Nie byla przeciesz wykfalifikowana, nie wiedziala jak sie obchodzic z pacjentami. Dziewczyna na jej slowa zatrzymala sie na chwile i spokojnie z nadzieja w glosie powiedziala.
- Miwolas o normalnosci. Jestes aniolem co nie jest normalnie dla tej dziewczynki. Ona chyba potrzeboje czlowieka. Normalne nie jest to ze ktos taki sie nia zajmuje. Moze mi sie uda...
***
Modlac sie do Boga podchodzilam do dziewczynki. Jednak po chwili stwierdzilam ze powinnam do niej cos powiedziec. Czulam ze trzeba spokojnie oswoic ja ze soba. zawsze zwierzeta oswaja sie mowiac do nich w lagodny sposob. Powoli podchodzialam i mowialm do niej. Ona jakby nie reagowala ale pozwala podchodzic blizej. Choc z kazdym krokiem bylo mi trudniej. Mowilam jej jak mam na imie. Co lubie, a raczej co lubilam, bo ostatnie lata spedzone na ziemi sprawily ze moje zainteresowania nie byly najprzyjemniejsze. Mowilam jej ze lubie kolor zielony i pomaranczowy. Pomaranczowy od slonca, zielony od trawy. Moiwlam jej ze lubie kwiatki, a najbardziej tulipany. Opowiadalam jej jak tulipany wygladaja bo nie byalm pewna ze ktos jej powiedzial i pokazal te kwiaty. Przypominalo mi sie ile rzeczy nauczyl mnie ojciec i matka. Wszystkie nazwy... zwierzat, kwiatow, mysli, kolorow, ptakow, mebli... wszystkiego. A ona nie miala nikogo kto by ja tego nauczyl... Ta mysl mnie przerazala ale jeszcze bardziej motywowala. Wrocilam wiec do opowiadania o sobie. Gdy powiedzialam ze moim ulubionym zwierzatkiem sa kotki nastapil przelom. Dziewczynka podniosla glowe i spojrzala na mnie swoimi pustymi oczkami. Jednak gdy powtorzylam ze lubie male, rude kotki ktore uwielbiaja psoty i zabawy, w jej oczkach pojawila sie jakby plamka emocji... Wiedzialam ze teraz pozwoli mi sie jeszcze bardziej zblizyc... Potrzebowalam tylko kota. Tylko skad wziac tu kota? W jednej chwili doznalam olsnienia. Pudelko. Tylko ze ono zostalo daleko z tylu... A ja nie moglam sie cofac, bo Mala mogla poczuc sie porzucona i skrzywdzona jeszcze bardziej. Nie zaufala by mi kolejny raz nawte gdybym przyniosla jej stado kociakow. Jednak maly motylek wylecial z moich wlosow... Uratowal mnie. Bylo troche malo tego materialu ale wierzylam ze Bog mi pomoze. A nawet gdyby nie zechcial z wlasnego serca wyskrobalabym tego kociaka... malego rudego kociaka...