Nawet kawalek nieba nie da nam tego co druga...
-=Elen26=- ....Neri10....
"Czulam sie podle. Czulam sie jakbym skazala siebie na wieczny bol i cierpienie. Teraz jak o tym mysle, stwierdzam ze tak w istocie bylo. Raniac Lithnara, zmuszajac Go do odejscia ode mnie, porzucenia mnie, skazywalam siebie na samotnosc. Samotnosc jest cierpieniem i bolem. Czasami mowi sie ze szuka sie samotnosci, czasami mowi sie, ze ma sie dosc swiata, ludzi, aniolow, czasami chce sie pobyc tylko sam ze soba. Lecz to nie jest prawdziwa samotnosc. Idac na spacer sam ze soba zabierasz cos jeszcze. Zabierasz mysli, wspomnienia, marzenia, siebie. A tam gdzie bylam nie mialam nic procz Lithnara. Sama nie bylam zdolna do korzystania z siebie. Znienawidzilam sie i wyrzeklam sie siebie. Chcialam sie zmienic. Lecz wylewajac stara moja osobowosc przesiaknieta zalem, zloscia, pogarda ktora wynioslam z pobytu na ziemi i krawedza zostalam pusta. Trzeba bylo mnie napelnic czyms nowym. Jednak naczynie nie napelni sie samo. Jedyne co we mnie wtedy bylo to smutek i poczucie winy. Nie jest to najslodszy sok jaki mozna wlac do szklanki i wypic. Jest gorzki, palacy, staje w gardle i drazni je. Przy tym ksztusimy sie... wymiotujemy... Tak mniej wiecej wygladala moja samotnosc... -Samotnosc przez wielkie "S", Samotnosc w nicosci.
I nagle swiatlo, rozblysk nadzieja, wspomnienie. Maly zolty cud ktory wysmialam i ktorym wzgardzilam przez jego infantylkosc i lukrowosc. I wtedy... gdy pozarlam go wszystkimi zmyslami jego proste pietko oslodzilo mi gorzki smak samotnosci i zapragnelam wiecej. chcialam wyzbyc sie do konca gorzkiego smutku, winy, bolu i napelnic go chocby najslodszym smakiem niebios. Wiedzialam co zorbic. Jakim cudem? Sadze ze ten motyli kawalek nieba, ktory wtedy do mnie przylecil, wpoil mi to. Jak? Nie wiem... do teraz nie rozumiem systemu nieba.
Wstalam szybko. Zawolalam prawdziwym imieniem motylka. Balam sie strasznie ze nie przyleci. Jednak On usiadl mi na chwile na rece. Ranosc, nadzieja i wielka nieogarnieta wdziecznosc. Potem wzbil sie w nicosc. Przebilaj sie przez niegrawitacje grawitacji. Do teraz nie wiem jak to jest. W niebie samemu buduje sie grawitacje lub jej brak. A tam? W Polowie? W Polowie nie ma ani grawitacji ani niegrawitacji. Czasami mialam wrazenie ze motyl spada do gory. Pobieglam za nim. Chwilami go wyprzedzalam. Wiedzialam gdzie i po co mnie prowadzi. Do teraz nie zapomne tego widoku. Siedzial i czekal na mnie. Lekko zdziwil sie tym ze tak rozpaczliwie bieglam... Na jego twarzy taki szybki grymas. Dlazcego szybki? Bo rzucilam sie mu na szyje. Chyba nawet nie przeprosilam. Zaczelam sie tulic. Calowac jego twarz, a raczej grymasy zdziwienia, lekiego udawanego oburzenia, ze nie przeprosilam go za to cale cierpienia jakie na niego zrzucilam, grymas zaskoczenia, strachu i radosci... sadze teraz ze swego rodzaju upojenia. Wiem ze tez poczul ulge. Potem przytulil mnie tak mocno.
Nie kochal mnie. Ja nie kochalam Jego. A raczej nie byla to taka milosc miedzy kobieta i mezczyzna. Moja milosc byla wiernoscia, wdziecznoscia, oddaniem holdu czlowiekowi, przywiazaniem i poczuciem tego ze jestem mu wiele winna. Nie bylo w samej milosci nic z pozadania, podziwu, zachwytu. Moje uczucia do Litha od tej pory kilkakrotnie w rozny sposob ewoluowaly bo minelo wiele czasu... jednak mowmy o przeszlosci.... Jak On mnie kochal? Nie wiem dokladnie. Sadze jednak ze to bylo cos podobnego. Byla to milosc z poczucia obowiazku. Byla to opieka, poczucie ze milosc nalezy odwzajemnic, radosc z konca samotnosci... jednak zadne niebo w pudelku nie daje nam tego co druga dusza w ktora mozna sie wtopic i wlac..."