-=Elen22=- ....Neri6....
-Elen!! Co teraz? Co sie stalo? Gdzie ja jestem? Czy to Krawedz?? ... Czy jak tam to cholerstwo nazywalas... Elen... Tu jest ciemno! Tu jest zimno! Hm... Tu jest dziwnie... ciemno ale nie przeszywa tu wszystego mrok. Czuje sie lekka... lightowo... wkoncu jest cos tak jak ludzie sobie wyobrazaja... ups... sory, nie ludzie tylko Ci twoi Smeirtelni... Czemu ja do Ciebie ciagle mwoie? Przecioesz i tak tu Ciebie nie ma... zostawilas mnie jak wszyscy.. phi! "czasami przeciesz robi dziwne rzeczy... nic na to nie poradzimy... taki wiek..." ... A moze jestem niesprawiedliwa... moze mnie szukasz? Czemu ja do Ciebie ciagle mowie. Boje sie? Boje sie pomyslec. Boje sie prawdy. Boje sie ciszy. Boje sie tej pustki. Chce ja wypelnic chocby swoim wlasnym glosem. Nikogo tu nie ma, nie mam przed kim sie wstydzic tego, ze zwariowalam i mowie sama do siebie. Przed soba tez nie mam zamiaru sie wstydzic. Przeciesz i tak teraz juz wiem ze jestem slaba. Po co sie oszukiwac... moze to da mi moc. Moze szczerosc i otwartosc jest droga do sily nawet jesli trzeba wczesniej przejsc przez slabosc. Moze to mi da madrosc... moze tutaj jej nabede jesli nie umialam jej nabyc za zycia. Ale co mam zrobic? Wstane moze... No... nie bylo trudno. Chyba umiejetnosc poruszania nie poszly w zapomnienei mimo ze Elenica mowila ze sie dopiero U R O D Z E... ale to pewnie jakas anielska przenosnia abysmy nic z tego nie rozumieli, bo nie czuje sie jak noworodek. Ok... "komu w droge temu trampki"... -Nadwyraz statecznym krokiem dziewczyna ruszyla do przodu. Dziwilo ja to ze jest taka spokojna... dziwilo ja to co myslala. Jednak nie starala sie tego unormowac tak jakby to zrobila za zycia na ziemi. Blakala sie w ciemnosci. Obkopywala kostki we mgle. Potykala sie o nicosc. Nicosc wiala tak mocno ze z jej oczu laly sie lzy. Zapach krawedzi zmienial sie z kazdym krokiem. Jednak nie dalo sie go okreslic bo gdy zaczynalo sie wwachiwac zapach znikal zupelnie. Zastanowila sie... stwierdzila ze nie da tu sie nic jednoznacznie okreslic, bo nic nie jest jednoznaczne. Chciala pochlonac te wszyste znaczenia, jednak wtedy podobnie jak zapach znikaly. Zafascynowala ja ta nieokreslonosc i nicosc. Czula ze juz jest tam dlugo, momo ze zdawala sobie sprawe ze czas w tym dziwnym nieokrelonym miejscu musi byc rownie a nawet bardziej nieokreslony. W jednej chwili, a moze w tusiacu, zapraglea stac sie czescia tej przepelnionej pustki, tego wcielonego absurdu. Czula ze ten absurd jest taki jak ona. Mimo ze jest caly czarny z wyboru gdzies zachowane sa wszystkie kolory. Mimo ze jest przygnebiony, zdolowany i melancholijny to gdzies podswiadomosc pragnie wie wyrwac do radosci. Mimo ze wydawalo sie ze skrajny pesymizm przeszywa wszystko tlila sie w srodku niesmiertelna nadzieja. Wszystko to bylo dla mnie meczoce. Jednak widzac jak ten przedziwny swiat nazywany Krawedza sobie siwetnie z tym radzi zapragnela wtopic sie w niego. Nie uazala ze bylaby to zmiana. Ona byla taka sama tylko jej bylo ciezej. Usiadla. Potem polozyla sie i zamknela oczy. Czekala az stanie sie tysiacem kolorow, ktore i tak beda czernia. Czekala na niezbadana palete zapachow ktore nie da sie wylapac zmyslem. Czekala az stanie sie chlodem ktory nie przeszywa zimnem. Chciala byc stojacym wiatrem od ktorego lzawia oczy. Wtapiala sie w krawedz... Nagle poczyla cieple rece na ranieniu. Potem szarpniecie. Jakis obcy glos wolajacy ja aby przestala. Ale co przestac? Wkoncu staje sie soba. Zla ze przerwano i uniemozliwiono jej stanie sie czastko siebie, bo Krawedz to ona, otworzyla oczy. Zobaczyla Chliopaka. Byl od niej moze 2 lata starszy. Powtarzal tylko w kolko.
-Nie rob tego. Pamietaj kim jestes nawet jesli jestes podobna, nie zapominaj kim jestes. Dziewczyno! Czy pamietasz kim jestes? Jak masz na imie!? No powiedz!
-Jestem... ja nie jestem... ja trwam... trwam Krawedzia...
-Damn! Imie! Twoje imie! TWOJE... Pamietasz je jeszcze?
-Chyba Neri...- Spojrzal na nia z wydoczna ulga. Jednak dalej byl zatroskany.
-Musimy z Tad isc. Jestes zablisko konca Krawedzi... zaczela Cie wchlaniac... Zreszta po co ja Ci to teraz tlumacze? Przeciesz i tak nie zroumiesz... Czekaj... Juz wiem. Neri... Choc ze mna... pokaze Ci kolor Krawedzi! Choc!- Podaj jej reke. Ona zawachala sie. Kolor Krawedzi? Ale to ona jest Krawedzia... a raczej bedzie, jeszcze tylko chwilka i bedzie wiedziala. Zawahala sie, ale odpowiedziala.
-Przeciesz kazdy zna swoj kolor... ja bede Krawedzia.
-Znalabys swoj kolor oczu gdybys nie miala ani lustra, ani wody czy czegokolwiek co mogloby odbic twoja twarz, ani nkt by Ci nie powiedzial ze masz sliczne zielone oczy? Ja jestem kims kto nie dosc ze Ci powie to Ci pokaze. A wiedz ze lustra tu nie znajdziesz... Choc szybko.- Wziol ja za reke i poprowadzi... Pozwolila mu na to. Przekonal ja... wkoncu to dla koloru...