-=Elen cz8=- Pamietnik Turna 2
-No, no... Biala masz niezly gust. Nawet mi sie podoba. Co prawda teraz stracil dla nas glowe ale wlasnie o to chodzilo aby go omotac. Chyba idzie latwiej niz myslalam.
-Nie dam Ci sie sprowokowac... nawet nic nie mow do mnie... musze sie skupic aby pokrzyzowac Ci plany, aby jakos powiedziec mu...
-Alez oczywiscie... biedna mala Biala Narayan chce uratowac kochanka od zlej samej siebie... szlachetne ale nie uda Ci sie wiesz to! Wiec przynajmniej miej ta radosc z rozmowy ze mna. Ale wiesz co jak nie chcesz... to ja to zrobie...
***
Narayan odezwala sie rozpaczliwym glosem, lecz teraz juz wiem ze to nie byl jej glos...
-Tar! jestes... tak Cie szukalam. Blagam pomoz mi sie z tamtad wyrwac! Oklamuje ich, zaufali mi juz troche, puszcaja do samotnych Smiertelnych na chwile... Ale ja tam dluzej nie wytrzymam... zabierz mnie szybko tam... do naszego nie-nieba... Tar!
Zamknela wtedy oczy. NIe wiedzialem dlaczego. Jej usta wygiely sie zalosnie. Powoli przyblizala sie do mnie, tak jakby chciala schowac sie przed swiatem w moich ramionach. Jednak Dzieki Panu udalo mi sie zachowac resztki rozsadku i powstrzymalem ja. Dotknolem jej reki i posadzilem szybko na lozku i usiadlem obok. Jej reka byla goraca. Zdziwilem sie. Ona zawsze wszedzie marzla. Nie raz rozgzrewalem jej w swoich dloniach... Pomyslalem o tym co mi powiedziala. Wydawalo mi sie to malo prawdopodobne bo byla za krtoko tam aby jej uwierzyli. A pozatym ta czarna czesc duszy raczej sie nie usuwa tylko ta biala umiera i wtedy zostaje jedna dusza. A ona wydawala mi sie wtedy byc sama. Nic nie wspomniala o piekielnej czesci siebie, a to bylo niemozliwe aby ona umarla, moze cudem anielska czesc Nar zdominowalaby ta zla... ale nie moglaby sie jej pozbyc. To nakazalo mi czujnosc...
***
-Cholera!! Biala on jest nawet inteligentny.. na to go nie nabiore... nie zrobie z siebie cierpienniczki... ale on ma slabosc na twoim , to znaczy na naszym punkcie... tzreba zabrac sie za podryw. No mala popraw wlosy!
-Widisz... nie uda Ci sie go oszukac! Ani w ten ani w inny sposob. Popatrz gdy odzyskuje nadzieje jestem sliniejsza. Nie wiedzialm o tym!!!
-MILCZ!!!
***
Narayan spojrzala na mnie. Wtedy zobaczylem jej prawdziwa dusze. Ostrzegala mnie tym spojrzeniem! Wiedzialem juz ze to gra. Powinienem jednak ja wtedy zakonczyc, lecz moja milosc do niej... bylem za slaby, zabardzo egoistyczny... nie potrafilem tego skonczyc! Nigdy sobie nie wybacze ze narazielem na niebezpieczenstwo mojego Smiertelnego.
Narayan jednak po chwili wrocila do gry. Czulem obecnosc tej zlej. Ludzilem sie ze moze uda mi sie ja uratowac. Kiedys probowalem zejsc za Krawedz i ja szukac lecz to bylo niemozliwe... A mowia ze nie ma rzeczy niemozliwych... Ale wroce do mojej obecnej historii. Naray zrobila niewinna mine i mowila o samotnosci i tesknoce za mna. Tylko raz wspomniala cos o Realu, ze to nie nasza wina ze znalazla sie za Krawedzia, ale potem mowila ze myslala dniami o mnie i to dawalo mi sil. To dalo mi pewnosc o tym ze ta cudna istota jest z wygladu taka jak ona. Nawet troche inaczej pachniala. Troche bardziej ponetnie lecz rownie ladnie. Nie umialam sie nia nie zachwycac, choc wraz z jej slowami naplywalo do mojego serca obrzydzenie do Niej. Nie umiem juz myslec i mowic o Niej jako Narayan bo to nie byla ona nie mogla byc nia... Cholera, sam siebie oklamuje. To byla ona... to byla je czarna strona. Jesli taki Aniol jak Narayan ma taka strone, to boje sie pomyslec jakbym ja wygladal za Krawedzia... pewnei walczylbym o najwyzsze stolki.
Przerazala mnie nienawisc i obrzydzenie jakie czulem do Narayan lecz zarazem brzydzilem sie sam siebie ze moge ja dalej kochac... ale to co robila potem... ech nie mam sily nawet o tym pisac...