-=Elen cz.5=-
Bardzo pzrepraszam za ta czesc opowiadania. Chyba nie wyszlo najlepiej bo do pisania tego tekstu potrzebowalabym dola a go dzieki komus nie posiadam i chyba w najblizszym czasie nie bede miec. Moglam poczekac na to przygnebienie ale juz niektorzy zaczeli sie pytac o czesc nastepna, wiec prosze tylko o wyrozumialosc wybaczenie.
"zyjac umieram, konam niesmiertelna"
***
Narayan poczula ze przeszywajacy bol narasta. Dochodzil jakby z serca. Tak jakby roslo i nie miescilo sie w jej ciele. Nagle poczula jakby peklo i wylala sie z niego woda ktora odrazu zaczela ja szalenczo dusic i przygniatac swoim niewyobrazalnym ciezarem. Ta "ciecz" napierala na nia jakby od srodka zadajac niewyobrazalny bol! Modlila sie aby zemdlec aby stracic przytomnosc aby nie czuc bolu. Ale bol byl tak sily ze tylko zrobilo sie jej ciemno przed oczami, bo cierpienie narastajac musialo ja az cucic. Ciecz napiera ciagle, zaczynala parzyc, jej zar byl jak jakis roztopiony ciezki metal. Nagle ciecz jakby znalazla ujscie z jej ciala... i tak tez sie stalo... uciekla przez skrzydla... a raczej przez rany po skrzydlach bo w momecie tego malego wybuchy jej skrzydla wyrwly sie z jej plecow. Okaleczona zaczela sie telepac na ziemi. Z jej ran naprawde wylewala sie krew... lecz ona palila ogniem i byla ciezka jak olow. Oblepiona cala ta jakby lawa poczula ze serce jej stygnie. Chwila ulgi... tylko chwila aby pamietala ze sa chwile szczesci aby nie przyzwyczaila sie do bolu bo wtedy mniej sie cierpi. serce zamarzlo. Poparzona w srodku nagle byla skuta lodem. Igielki wbily sie jej w cialo... czula je coraz mocniej przy kazdym nawet najmniejszym ruchu. Sarala sie opanowac i nie ruszac sie. Ale to bylo niewykonalne. Ciagle drzala. Poczula na plecach jakby male laskotanie. Jakby pajaki chodzily po niej i oplatywaly ja siecia. Jej arahnofobia przybrala na znaczeniu. starala sie strzepac pajaki nie zwarzajac na lod w sobie, ktory coraz bardzoje rozrywal jej cialo. Biedna slepa z bolu, nie wiedziala ze jest juz na Krawedzi. Kosci jej zaczely zamarzac. Przy kazdym nowym ruchu by otrzepac z siebie te przerazajace ja pajaki, lamala sobie nowa kosc. Po chwili nie mogla juz sie ruszac bo nie zostalo w jej ciele juz zadnego zdrowego miejsca. Ciagle doznajac nowego cierpienia stala Krawedzi. Bylo ziemskie polodnie. Narayan o tym nie wiedziala ze do piekiel aniolowie moga zejsc jedynie o zachodzie slonca. Cekalo na nia prawie 9 godzin cielesnego cierpienia.
Tar patrzyl z przerazeniem na Anielice ktora umierala. Patrzyl jak zwija sie z bolu, slyszal jej krzyki, widzial zakrwawione oczy, skrzydla ktore wyrwaly sie z niej i potem ciezko opadly na ziemie. Widzial jej cierpienie. Staral sie ja przytrzymac cos zrobic nie mogl jednak do niej podejsc. Otaczajaca ja piekielna aura nie pozwala sie mu zblizyc a zarazem przenosila ja na Krawedz. Tar z rozdartym sercem szedl za nia. Gdy juz byli ta. Usiadl i czekal na zachod slonca aby Krawedz sie polaczyla, a raczej 2 krawedzie, Krawedz nieba i piekla. Czekal z nadzieja ze pozwola mu odrazu isc z nia. Byl pewny ze i tak na sadzie czeka go smierc, chcial isc z nia. Jednak tuz przez zachodem gdy lzy aniola byly juz krwia podszedl do niego jeden z dajacych.
-Tarunie ogloszono wyrok. Ty i Real otrzymacie Smiertelnych. Po misi w aleznosci jak sie z tego zadania wywiazecie traficie wrocicie tu lub na krawedz lecz z niej nie zejdziecie. Uznano ze smierc moglaby dac wam ulge bo tam wlasnie podarza Narayan. To ze na zawsze rozdzielimy was bedzie dla waz najwieksza kara. Bedziecie zyc ze swiadomoscia ze przez was umarla. Bedziecie mieli na sumieniu jej cierpienie, obled i blad jaki popelnila. Moze Ona za duza kare placi za Wasza Twoja i Realoadaena ale tylko w taki sposob jestesmy w stanie was ukarac najbardziej. Wasze nieba ponad to bedzie budowal tylko system, sadze ze zagwarantuja Wam zycie w samotnosci... Zegnaj Tar! Dajacy z usmiechem kpiny, pogardy i satysfakcji oddalil sie od Tara i Narayan ktora byla tak wycienczona ze nie wiedziala nawet gdzie jest i co sie dookola niej dzieje.
***
Nadszedl zachod... Narayan powoli jakby rozplywala sie w czerwonokrwawych promieniach slonca... Stakla 6 krokow od przepasci. Nagle ostatni promien przeszyl jej serce. Krzyknela z bolu. Stanela prosto. Jej szata stala sie czarnoczerwona. Jasne wlosy nabraly czerni i mroku. Gdy reka odgarniala wlosy do tylu Tar zobaczyl tylko lancuchy na jej nadgarstku. Potem Nar nawet nie ogladnela sie i spadla z Krawedzi.
***
Tarun wiedzial ze nie moze skoczyc. Podszedl jednak do krawedzi i spojrzal w dol. Myslal o niej. Myslal o jej niewoli...
C.D.N.