Szalet zrodlem kozysci i smierdzacych konsekwencji...
Pisze coraz mniej, coraz gorzej. Postanowilam cos z tym zrobic.
Mysle coraz mniej, coraz gorzej. Postanowilam cos z tym zrobic.
Marze coraz mniej, coraz gorzej. Postanowilam cos z tym zrobic.
Snie coraz mniej, coraz gorzej. Postanowilam cos z tym zrobic.
Na te wszystkie problemy znam (chyba) jeden sposob. Jest nim zaspamowanie mojego bloga. Niestety miewam chwilami opory przed pisaniem tu, z powodow osobistych (uklon w strone pani Mamuni). Banalnie latwo moglabym sie tego problemu pozbyc (nie, nie mysle tu w kategoriach sprzatacza typu Leona Zawodowca. O co Wy mnie posadzacie? Powinnam sie czuc urazona... ble ble ble zero konkretow dalej w tym nawiasie). Jednak doszlam do wniosku ze jest to bez sensu. To jest Internetownia ogolno publiczna niczym miejski szalet. Jak sie pracuje jako babcia klozetowa to, oprocz kozysci materialnych, trzeba sie liczyc mozliwym zapachem oraz z tym, ze ktos znajomy (niekoniecznie doinformowany w kfesti naszej profesji) moze kiedys bedzie odczuwal... (niedomowienie) i zawita w nasze skromne progi kibla publicznego i zdobedzie nowa informacje na nasz temat. (wiedza to skarb :] ) :-)
Taaak... w sumie wyszla mi ladna notka. Taka z alegoria i moralem. Chyba moge juz zakonczyc swoj wywod by czekac do nastepnej chwili czasu i natchnienia.
Dodaj komentarz